Autor: Alfonso Signorini
Tytuł oryginalny: Marilyn. Vivere e morire d'amore
Tytuł polski: Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2012 (Polska)
Liczba stron: 224
Ocena: 8/10
Uczucia są głównym tematem tej fabularyzowanej biografii jednej z największych gwiazd w dziejach kina. Dla Marilyn Monroe najważniejsza w życiu była miłość, o którą cały czas walczyła. Nie zaznała jej ani od chorej psychicznie matki, ani w sierocińcu, ani w niezliczonych romansach – z Onassisem, Sinatrą, Montandem, Brando. Jak wyglądały jej małżeństwa? Co naprawdę łączyło Marilyn z prezydentem Kennedym?
Marilyn Monroe. Wszyscy znamy te nazwisko, prawda? Ale czy wiemy jak naprawdę wyglądało życie? Jak ciężkie było? No cóż, teraz, gdy powstało wiele książek i filmów biograficznych mamy jakieś pojęcie o ikonie kina.
Tę książkę dostałem od przyjaciół na urodziny. Wiedzieli, że lubię Marilyn, więc dostałem, to co właśnie wtedy chciałem. Szybko wziąłem się za jej czytanie. Wprawdzie było to już jakiś czas temu, ale nie mogłem odmówić sobie, żeby na blogu opisać tę książkę.
Zacznijmy od tego, że biografia podzielona jest na pięć części dotyczących życia Normy Jeane Baker. Jest to dla mnie ogromnym plusem, ponieważ przyjemniej się to czyta. Wiele opisów, które są zawarte w książce zszokowało mnie, ponieważ nie mogłem sobie wyobrazić, żeby babcia chciała udusić swoją wnuczkę, a matka nie kochała swojego dziecka i po prostu się nad nim znęcała, po czym oddała małą Normę sąsiadom. Potem Marilyn była modelką. Nie podobało się to jej mężowi, więc się rozstali. W końcu została aktorką. To przyniosło jej rozpoznawalność i właśnie dzięki temu stała się ikoną. Niestety, mając już pieniądze i sławę również nie była szczęśliwa. To właśnie dlatego pakowała się w romanse. Później jednak uzależniła się od leków. Dalszej historii nie trzeba opowiadać, bo jest tragiczna.
Przeczytałem książkę z zapartym tchem, bo chciałem się dowiedzieć jak naprawdę wyglądało życie jednej z najbardziej rozpoznawalnych osobistości kina. I rzeczywiście, czyta się to szybko i może nie do końca przyjemnie, bo jest to jedna z najszczęśliwszych historii. Kiedy już skończyłem, zasmucił mnie fakt, że życie Marilyn skończyło się właśnie tak. Długo zastanawiałem się co byłoby, gdyby Norma Jeane Baker pokierowała swoim życiem inaczej. Nie było to jednak jej dane. Dzieło Alfonso Singoriniego poleciłbym przede wszystkim fanom Marilyn Monroe. Ale nie tylko. Spodobać się może także osobom, które chcą się zapoznać z jej historią.
1 komentarze:
Nie lubię biografii, więc raczej się nie skuszę.
Prześlij komentarz